50's circle skirts and dresses, vintage design, sewing

wtorek, 20 maja 2014

Tytulem wstepu...

Mini, midi, maxi. Z rozcięciem albo bez. Jedwabne, lniane, dżinsowe, wełniane. Ołówkowe, proste, rozkloszowane...do wyboru, do koloru. W zależności od nastroju. I okazji. Ponadczasowe i nieśmiertelne. Ultrakobiece i seksowne. Uff...zmęczyłam się...
SPÓDNICE. Taaaak....jeszcze raz: SPÓDNICE...taaak. Moje ulubione słowo
i ulubiony rodzaj garderoby. Spódnica, a za nią ex aequo sukienka (bo to z tej samej rodziny spódnicowatych :-) to bezkonkurencyjna królowa kobiecej szafy. A jeśli nią jeszcze nie jest w jakiejś damskiej garderobie, to koniecznie należy to zmienić! Istnieje tyle fasonów, że trudno wszystkie zliczyć. Każda kobieta, powtarzam: KAŻDA, znajdzie odpowiedni model dla siebie. Nie będę odkrywcza, jeśli wspomnę, że spódnica ma mnóstwo zalet: po pierwsze primo: walory estetyczne - świetnie potrafi zatuszować pewne wątki naszych cudnych kobiecych krągłości, których niekoniecznie mamy chęć objawiać światu wszem i wobec :-)
Po drugie primo: walor praktyczny: wygoda. No nie wmawiajcie mi, że w 30 stopniowym upale wygodniej nosić obcisłe dżinsy! No po prostu NIE i koniec! Gdzie tu przewiew, komfort? Nie wspomnę o fantastycznym uczuciu wiatru, który owiewa nam w lekkiej, bawełnianej kiecce to i owo ;-)
No. Zatem apeluję do wszystkich ziemskich niewiast! Noście spódnice! Sukienki!
Amen.